Afryka! Afryka! czarny kontynent. Znam tylko z relacji podroznikow. Plyne statkiem do Maroko z wycieczka Anglikow. Ja jedna Polka. Niestety niewiele rozumiem po angielsku. Uprzejmy pilot proponuje tlumaczenie na francuski, tylko dla mnie, oczywiscie, gdy czegos nie zrozumiem. Jest mily. Autokarem dojezdzamy do miasta. Po drodze zatrzymujemy sie aby za1€ pojezdzic na wielbladach. Nie ma wielu chetnych. Sa jakies male. Decyduje sie tylko przysiasc na jednym do zdjecia. Wsiadajac do autobusu zaluje, ale przeciez wyobrazalam sobie to inaczej. Wedrowka na wielbladach przez pustynie z zakryta twarza... Tanger wita nas mrzawka. Waskie uliczki oblepione straganami z owoami. Daktyle, figi, melony, banay. Paleta kolorow, cudo. Jednak deszczyk powoduje blocko. Ja w japonkach kupionych w Torremolinos za 3€(najwygodniejsze buty swiata) czuje odpryski blota na plecach. Widze szwedajace sie, wychudzone koty. Idziemy na obiad do resto. Wita nas kapela(chyba moge tak to nazwac). Podaja kuskus z kurczakiem. Udka niemilosiernie chude i wszystko niezbyt swieze. Nie jem. Jestem glodna. Nadrabiam ciasteczkami. Miedzy stolikami tanczy facet z taca na glowie pelna zapalonych swieczek. Oczekuje napiwkow. Nikt nie daje. Ja tez sie nie wychylam. Jednak zaluje, ze nie dalam grosika, bo naprwde sie staral. Po obiedzie idziemy do salonu z kosmetykami. Prezentuja i zachwalaja kremy, olejki itp. Kupuje krem z platkow rozy i olejek relax. Ceny porazajace, bo to przeciez dla Anglikow. Mila niesodzianka, proponuja masaz. Oczywiscie zglaszam sie pierwsza, bo Anglicy za dlugo sie zastanawiaja. Korzystam. Masazysta masuje mi plecki. O, jak blogo.
Wracamy do autokaru. Po drodze kupuje bransoletke za 10€. Nastepny sprzdajacy widzi to, i juz mnie nie odstepuje, proponujac kupno bebenkow za 25€. Odmawiam, bo przeciez nie mam miejsca w walizce. Im blizej autokaru, tym cena nizsza(bez targowania).Ulegam, kupuje za 10€, bedzie prezent dla Michala, on to uwielbia. Przy samochodzie wypasiony Brytyjczyk proponuje cene1€ za ceramiczne bebenki, szok!. Zdegustowany tubylec nie zgadza sie i odcchodzi. Zabijam wzrokiem Anglika.
Odjezdzamy. Przejscie graniczne musimy pokonac na piechote. Goraco, kurz, tlumy Marokanczykow chcacych sie przecisnac przez granice nielegalnie. Widzialam kobiety brutalnie brane za bety i zawracane. Przykry widok. Wszyscy chca do Europy.
Czekamy na statek. Mnostwo ludzi oferuje zakup pamiatek. Kupuje serduszko od malej dziewczynki, ta caluje mnie w reke. Bronie sie przed tym, jestem wzruszona.
Jestesmy na statku. Tlumy emigrantow, cale rodziny, male dzieci. Wymiotuja, bo kolysze.
Oto moja Afryka. Moje wyobrazenia zetknely sie z rzeczywistoscia. Za malo widzialam aby podziwiac. Moze kiedys?